Wiedziałam, że powrót do ojczyzny po blisko 10 miesiącach spędzonych w Portugalii wcale nie będzie łatwy. Żyłam sobie w tym czasie nie tyle co beztrosko, ale zwyczajnie kompletnie innym stylem życia! Praktycznie jedynym wspólnym elementem łączącym moje oba równoległe światy (Porto - Poznań), był fakt, że studiuję (aczkolwiek również w zupełnie nowym stylu). W Porto wynajmowałam pokój, mieszkałam z dziewczynami z wielu kontynentów, nie szyłam, nie musiałam pracować, często wychodziłam na imprezy, miałam chłopaka, sporo gotowałam, a czas mijał mi od wycieczki do wycieczki. Żyłam sobie beztrosko w swojej bajce, której jedyną wadą był fakt, że musi ona wkrótce dobiec końca...
A więc wróciłam do Poznania i mój dotychczas wywrócony do góry nogami świat wrócił do normy...
TRANSLATE
Na tą chwilę czuję się jakbym straciła prawie rok ze swojego życia. Weszłam do swojego mieszkania, wytarłam kurze z mebli, założyłam świeżą pościel... i zaczęłam żyć swoim wcześniejszym życiem. Wszystko nagle wydało mi się takie normalne, zwyczajne i po staremu. Moja ulica, podwórko, ulubione miejsca i całe miasto były takie jak zawsze. Oczywiście da się zauważyć pewne inwestycje, nowe budynki i sklepy, ale to nadal mój stary, dobry, rodzinny Poznań!
A więc wróciłam do Poznania i mój dotychczas wywrócony do góry nogami świat wrócił do normy...
TRANSLATE
Na tą chwilę czuję się jakbym straciła prawie rok ze swojego życia. Weszłam do swojego mieszkania, wytarłam kurze z mebli, założyłam świeżą pościel... i zaczęłam żyć swoim wcześniejszym życiem. Wszystko nagle wydało mi się takie normalne, zwyczajne i po staremu. Moja ulica, podwórko, ulubione miejsca i całe miasto były takie jak zawsze. Oczywiście da się zauważyć pewne inwestycje, nowe budynki i sklepy, ale to nadal mój stary, dobry, rodzinny Poznań!
Pierwszy dzień po powrocie nie był dla mnie za wesoły. Właściwie to potrzebowałam aż 6 dni kwarantanny, czasu dla siebie aby przestać myśleć "po portugalsku", a zacząć myśleć "po polsku". Spędziłam ten czas głownie w domu, nie miałam ochoty spotkać się ze znajomymi, iść na zakupy, a jedynie leżeć, przeglądać stare zdjęcia i rozmyślać o tym, co właśnie się skończyło. Dosłownie nie robiłam prawie NIC. Interesowały mnie za to bardzo plotki z Porto od moich koleżanek, które zostały tam dłużej niż ja, rozmowy z moim byłym już chłopakiem. Wspominałam swoje wszystkie przygody przeżyte na Erasmusie i próbowałam powstrzymać łzy. 10 miesięcy w końcu robi swoje, więc nie mogłabym zapomnieć o Porto ot tak! W Poznaniu w końcu mogłam jednak wylegiwać się we własnej wannie, poczytać zaległe magazyny o modzie, poprzymierzać wszystkie moje ubrania, których nie widziałam od dawna i najeść się chociażby ogórków kiszonych, o które w Portugalii trudno. Po jakimś czasie przyszedł też moment odkurzenia maszyny do szycia i stworzenia czegoś nowego, chociaż nadal nie mam aż tak silnej motywacji do szycia, jak przed wyjazdem.
Pierwsze wyjście na miasto sprawiło mi problemy, gdyż zapomniałam przestawić czas na komputerze i w zegarkach na Polski... No cóż. Do tego jakie mi się to wydało dziwne... wszyscy na ulicy mówili po polsku, więc czasy swobodnego, publicznego obgadywania bezpowrotnie minęły i nikt nie ekscytuje się faktem, że mam blond włosy (haha). Przy pierwszej okazji, po kupieniu piwa w Żabce, podziękowałam ekspedientce mówiąc "dziękuję" po portugalsku :/. Przede wszystkim jednak, już po dwóch dniach po powrocie zaczęłam się zastanawiać, gdzie by tu pojechać?! Strach się bać, ale myślę już nad drugim Erasmusem, praktykami zagranicznymi, odwiedzeniem poznanych w Porto przyjaciół, albo Bóg wie co jeszcze. Kiedyś non stop nawijałam moim znajomym o wycieczce do Hong Kongu, teraz pewnie będę ich zanudzać opowieściami z Porto...
Nie da się też ukryć, że finansowanie z UE się skończyło. Po powrocie nie miałam ani polskiej karty płatniczej, ani doładowanego telefonu, ani legitymacji studenckiej. Gdybym chociaż wróciła z emigracji zarobkowej, mój portfel nie świeciłby pustkami a na koncie zobaczyłabym coś więcej niż same zera. Nagle okazuje się również, że autobusy odjeżdżające spod mojego domu zmieniły rozkład, a tramwaje numery. Musiałam się wdrażać na nowo, czułam się trochę jak wystraszony jelonek.
Wszyscy moi znajomi pracują, są ustatkowani, w związkach, zaręczeni, nie w głowie im częste wyjścia na miasto. Automatycznie więc stałam się bardziej samotna. W Porto byłam bez przerwy otoczona ludźmi, a teraz nie mam zwyczajnie za bardzo z kim iść na imprezę :P.
Okazuje się też, że przyjaciele i inne osoby które rzekomo tak za mną tęskniły, wcale nie mają czasu na normalne, towarzyskie spotkanie. A jeżeli już, to uradowani moim widokiem, podrzucają mi przy okazji tony ubrań do załatania i skrócenia. Hmm...
Nie da się też ukryć, że finansowanie z UE się skończyło. Po powrocie nie miałam ani polskiej karty płatniczej, ani doładowanego telefonu, ani legitymacji studenckiej. Gdybym chociaż wróciła z emigracji zarobkowej, mój portfel nie świeciłby pustkami a na koncie zobaczyłabym coś więcej niż same zera. Nagle okazuje się również, że autobusy odjeżdżające spod mojego domu zmieniły rozkład, a tramwaje numery. Musiałam się wdrażać na nowo, czułam się trochę jak wystraszony jelonek.
Wszyscy moi znajomi pracują, są ustatkowani, w związkach, zaręczeni, nie w głowie im częste wyjścia na miasto. Automatycznie więc stałam się bardziej samotna. W Porto byłam bez przerwy otoczona ludźmi, a teraz nie mam zwyczajnie za bardzo z kim iść na imprezę :P.
Okazuje się też, że przyjaciele i inne osoby które rzekomo tak za mną tęskniły, wcale nie mają czasu na normalne, towarzyskie spotkanie. A jeżeli już, to uradowani moim widokiem, podrzucają mi przy okazji tony ubrań do załatania i skrócenia. Hmm...
Prawda jest taka, że nie do końca wiem co mam z sobą począć. Erasmus dał mi wiele, lecz również skutecznie namącił w głowie. Moje miasto, mimo iż za nim tęskniłam, już chyba przestało mi wystarczać. Zdałam sobie sprawę, że Poznań jest super - ale jedynie, kiedy wpadam do niego w odwiedziny. Brakuje mi nieustanych emocji, podróży i wrażeń. Staram się zaplanować jakoś przyszłość, chociażby tą najbliższą, ale nie umiem. Nie mogę się zdecydować co i gdzie robić i szczerze... nigdy, w całym swoim życiu nie byłam tak zmieszana i pogmatwana jak teraz!
Wiem w każdym razie, co będę robiła do końca października, a potem? Nie mam zielonego pojęcia!!!!! Jeszcze w Portugalii myślałam, że po powrocie do ojczyzny zacznę się ustatkowywać, a teraz w głowie mi tylko wyjazdy do USA, na Islandię, albo powrót do Porto... Zdałam sobie sprawę, że połowa mojego mózgu jest nieustannie gdzieś za granicą.
Moje życie już nigdy nie będzie takie samo...
Wiem w każdym razie, co będę robiła do końca października, a potem? Nie mam zielonego pojęcia!!!!! Jeszcze w Portugalii myślałam, że po powrocie do ojczyzny zacznę się ustatkowywać, a teraz w głowie mi tylko wyjazdy do USA, na Islandię, albo powrót do Porto... Zdałam sobie sprawę, że połowa mojego mózgu jest nieustannie gdzieś za granicą.
Moje życie już nigdy nie będzie takie samo...
SPÓDNICA: IRMINASTYLE | Bluzka: SheIn | Marynarka: SheIn | Buty, kopertówka: Allegro | Zegarek: Casio | Kolczyki: Parfois
Bardzo emocjonalny, szczery wpis i dziękuję że opisałaś swoje odczucia. Przechodziłam coś podobnego kilka lat temu. Życie na rozdrożu. Niestety trwa to dość długo - u mnie kilka lat. Pozdrawiam (ps. śliczna spódniczka).
OdpowiedzUsuńTez tak mialam I to wiele razy poniewaz w swoim zyciu mieszkalam rok w Marsylii, 7 mies w Paryzu a potem 7 w Mediolanieni zawsze po powrocie czulam to co Ty, ale show must go on- emocje opadna, zycie zacznie sie krecic po staremu a i Ty wrocisz do "zywych", a podrozowac czy odwiedzic znajomych zawsze mozna :) ps, co do "starych" znajomych to chwilowo nie macie wspolnych tematow, ich nie interesuja losy znajomych z Porto itp, ale I to sie kiedys naprawi, albo I nie.. Na pewno przyjaznie przetrwaja :)
OdpowiedzUsuńJesteśmy w podobnym wieku o ile się nie myle... Rocznik 89... I moi znajomi etz zabiegami rodzinami. Tak teraz non stop chodze na śluby i o zgrozo sama, wiec jak to wygląda! Takie życie. wszyscy sie ustatkowali i zasiedli a my myslimy o wyjszdach. Moze piszesz sie na wspolne studiowanie w Australii? :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! Za niecały miesiąc czeka mnie kolejny ślub, na który pojde sama :P. Mam wrażenie, że jestem jedyną osobą wśród moich znajomych, której tylko wyjazdy i poznawanie świata w głowie.
UsuńP.s. Australia również jest na mojej liście i marzy mi się od dawna ;)
Ja jestem 86 i u mnie jest tak samo... presja, że "musisz kogos mieć", "musisz mieć dobrą pracę" -a wiemy jak jest na rynku pracy :(
UsuńNatomiast tego, że część koleżanek już po rozwodach, że z kredytami na 20 lat..a ja mam spokój..to juz tego nikt nie widzi :)
PS Australia <3 marzenie:)
Mój tata wywiera na mnie największa presję, bardzo chciałby mieć już zięcia i wnuki. Odpowiadam mu wtedy: "tata nie ma problemu, możesz mieć zięcia nawet zaraz, ale chciałbyś również abym za kilka lat się rozwodziła? :P". Mnie jest dobrze samej, świetnie czuję się sama ze sobą i nie mam depresji z powodu tego, że jestem singielką. Jestem wręcz singielką z wyboru :P. Nie chodzi o to aby kogoś mieć, tylko o to aby znaleźć bratnią duszę, a którą będzie się chciało kontynuować życie. Taki staroświecki pogląd i wywieranie presji zwyczajnie mnie wkurza :P
UsuńStrasznie smutna ta notka. Najbardziej mnie dotknęły momenty z chłopakiem.. musiało być na serio trudno. Może wszystko jeszcze się jakoś posklada, mam nadzieję :-( a stylizacja sliczna, taka bardzo Irminkowa! ;-)
OdpowiedzUsuńrok temu, po trzech miesiącach spędzonych w usa pojechałam na dwa tygodnie do polski również było mi ciężko przyzwyczaić się na nowo do polskiej rzeczywistosci a teraz, kiedy mieszkam w stanach już ponad rok i planuję za rok przylecieć nie wiem jak sobie poradzę - tak jak opisałas, nawet zwykłe wyjscie do sklepu będzie dziwne, bo wszyscy znają polski. jeżeli masz w planach przylot do usa, wybieraj chicago! będę miała z kim wyskoczyć do pubu :)
OdpowiedzUsuńTez byłam na erazmusie i tez mogę przyznać ze potem człowiek nie może usiedzieć na miejscu. I to prawie wszyscy znajomi którzy byli na erazmusie tak mają... U mnie się skończyło tym ze juz od 4 lat mieszkam na stałe za granicą, czuje się chora jak nie mam w planach jakiegoś wyjazdu, byłam w tym roku 5 tyg w Chinach a prace zmieniłam właśnie na międzynarodową firmę gdzie w tym miesiącu mam dwa wyjazdy służbowe za granicę :) od tego nie da się chyba uciec. A znajomi w kraju.. No cóż miałam traume ze wszyscy zawsze gadają o pracy a ja dalej studiowalam, tym razem za granicą i planowałam kolejne wypady bo urlopu przecież nie potrzebowałam. Teraz po ślubach juz większość i wysyp dzieci jest... Zapala się czasem lampka w głowie ze się człowiek starzeje ale jak wspominam co widziałam spróbowałam i gdzie byłam to przechodzi:) wydaje mi się ze ktoś kto podróżuje jestem potem bardziej wyluzowany i mniej zestresowany w życiu codziennym (patrząc na znajomych.. ). Ciekawość świata może bardziej rozwijać niż 8 godzin dzienne ww najbardziej fascynujacej pracy (chyba że zawodowo jest się podroznikiem;)). Nie próbuj z tym walczyć tylko zrób co Ci w duszy gra:)
OdpowiedzUsuńOtóż to! ;)
UsuńTrzeba trochę czasu, by wszystko się ułożyło. Nic na siłę. Daj sobie czas:)
OdpowiedzUsuńStylizacja wesoła, tchnie optymizmem:)
Pozdrawiam:)
Absolutnie CI się nie dziwię, ilekroć wracam (nawet z najkrótszego wyjazdu) dopada mnie dołek rzeczywistości i świadomość, ile jest ograniczeń w moim częstochowskim życiu. A stylizacja piękna!
OdpowiedzUsuńMoże dobrze, że Twoje życie nigdy już nie będzie takie samo. Zobaczyłaś nowe możliwości, i to jest ważne.
OdpowiedzUsuńZamiast patrzeć w kategoriach czegoś co utraciłaś, może zacznij patrzeć na to jako kolejny etap w Twoim życiu, który bardzo dużo Ci dał.
Na pewno jak będziesz chciała to zrealizujesz wszystkie swoje marzenia, wcześniej czy później :)
Doskonale Cię rozumiem, chociaż moja historia jest trochę inna. U mnie poczucie oderwania i niemożność odnalezenia się w rzeczywistości wynika z rozstania z facetem. Mimo, że nie ma go już rok, to ja dalej się nie mogę ogarnąć, bo tak wiele się pozmieniało i tak wielu ludzi odwróciło się ode mnie. Moje życie też było długo rozdarte między dwoma krajami,a teraz osiadłam w Polsce i mimo, że mam dobrą pracę, mieszkania to nie jestem wcale szczęśliwa. Zdecydowanie ludzie i atmosfera, którą tworzą dają więcej niż pieniądze i sukces zawodowy. jeśli ciągnie Cię w świat to droga wolna, szukaj, kombinuj i nie dostosowuj się do szarej rzeczywistości. Mi się też wydaje, że wszyscy na około są poukładani, dzieciaci i żonaci, ale często ich szczęście to tylko dobra mina. Życzę powodzenia, bo jesteś niesamowicie pozytywną dziewczyną. PS. Zazdroszczę Ci "tego czegoś" - na pewno długo nie będziesz sama ;) Pozdrawiam Anja
OdpowiedzUsuń:) Jesteś otwarta,odważna i pozytywna babka. Nie daj się zagonić do szarej rzeczywistości, kochasz podróże, nie czujesz potrzeby kredytu na 40lat:) i to z osobistym wrogiem,jak to po paru latach może się okazać:) Robisz to co sprawia, że jesteś szczęśliwą i nie przestawaj. A stan obecny,cóz -niech okaże się drogą do kolejnej przygody
OdpowiedzUsuńBARDZO FAJNE POŁĄCZENIE. SUPER LOOK.
OdpowiedzUsuńPODOBA MI SIĘ I TA KOLORYSTYKA
Najbardziej wkurzające są te przytyczki innych odnośnie braku męża i dzieci.Przecież nie wszyscy spotykają swoją miłość PRAWDZIWĄ w wieku 20 lat.Wiem co czujesz.Ja swoją drugą połówkę (przyjaciel,bratnia dusza,kochany facet) spotkałam w wieku 40 lat.I wiesz co nie żałuję :) Niektóre koleżanki to rozwódki ,wredne i rozgoryczone mężatki,nawet i bacie młode są.Nigdy nie miałam z nimi tematu bo ciągle o dzieciach,wnukach,starym ,teściach ile można tego słuchać.Przynajmniej nie czułam się staro i nie byłam starą panną.Byłam sama bo pomimo wielu okazji na złapanie męża nie chciałam wychodzić za mąż na siłę bo tak trzeba.Teraz mieszkam za granicą,mam męża (Polaka) rozumiemy się i cieszymy,że się odnalezliśmy.A jak wyjeżdżałam to te wredne babki z pracy zazdrościły i pełno złośliwych i kąśliwych uwag usłyszałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Nie patrz na innych,żyj zgodnie z sobą.Spotkasz swoją połówkę.Taka fajna i młoda dziewczyna do tego odważna i przebojowa nie będzie sama :) życzę szczęścia.
Super stylizacja ;) taka radosna, kolorowa ;) na prawde super
OdpowiedzUsuńMiesiąc temu wróciłam z Porto i na poczatku było super zobaczyć sie ze starymi znajomymi i nacieszyć domem, własnym łóżkiem... Ale po miesoący tęsknota zaczyna doskwierać. Czy 4 lata temu był w Porto Erasmus bar? :)
OdpowiedzUsuńNie, za moich czasów nie było takiego baru :)
Usuń